Przeskocz do treści

Bebeluszek

10/02/2012
Bebeluszek (nie)codzienny
 
 
Z oględzin miejsca blogowania
 
1. Cycki – OK
2. Cipka – na miejscu
3. Bielizna – smaczna, o smaku truskawkowym.
3. Pochodzenie społeczne –  różne, w zależności o godziny dnia i nocy.
4. Tyłeczek – krągły, miły w dotyku i bez widocznych śladów długotrwałego używania.
5. Uwagi własne:
                        Pilot wyglądał na zaskoczonego niewykluczone,  że był pod wpływem alkoholu,
                        ze starannie podciętym wąsem.
 
 
 
Kilmore Fisz
(Starszy recenzent w stopniu młodszego gajowego)
 
_______________________________________________
 
 
Tej oto treści raport znalazł się na naszym redakcyjnym biurku wczoraj w godzinach popołudniowych.
 
Redakcja nie ukrywa,  że raport przygotowany przez naszego nieocenionego redaktora dyżurnego (wiecznie w ruchu, bez chwili spoczynku) Kilmore Fisza wzbudził w redakcji spore nadzieje.
 
Nareszcie napiszemy fajną, piątkowa notkę!!!
 
Nie czarujmy się.  Znudziło nam się co nieco zbieranie tych wszystkich faków, wysyłanych na adres redakcji  przez kilka ostatnich weekendów.
 
Dlatego:
 
Po pierwsze, odsunęliśmy redaktora Fisza od pisania piątkowej notki,  jak chłopak przez kilka dni zajmie się obsługa coffemakera, to mu  trochę głowa ostygnie.
 
Po drugie zleciliśmy to zadanie sobie. Wiadomo, jak chcesz  żeby coś kurwa było zrobione dobrze, to musisz to kurwa zrobić to sam.
 
***
 
Napiszemy tak:
 
Bebeluszek ma potencjał. Uśmialiśmy się kilka razy w czasie lektury.
Równie bardzo podobały nam się rysunki. Tak, rysunki są świetne. Sami lubimy ozdabiać nimi naszego blogasia, więc wiemy co mówimy. Na czym jak na czym, ale na rysowaniu się znamy.
 
Tak więc  rysunki Bebe są równie dobre jak nasze, choć nasze są nieco lepsze. Tego co brakuje Bebe, to umiejętność oddania wrażenia ruchu. My to mamy opanowane to perfekcji:
 

 
Bebeluszek startował w kategorii blog literacki. Nominacji nie dostał. Wciąż liczy na wybór bloga blogerów, ale zważywszy na skład jury jego szanse nie wyglądają najlepiej.
 
Tak swoją drogą to bardzo jesteśmy ciekawi jak facet od dwóch fajek dogada się Mamą Laury. Z całą pewnością poświęcimy notkę na skomentowanie ich wyboru.
 
Zastanawialiśmy się co spowodowało, że Bebeluszek nie dostał nominacji w swojej kategorii. W czasie burzy mózgów naprędce zorganizowanej w redakcji doszliśmy do wniosku,  że chodzi o chaos.
Blog Bebeluszka jest chaotyczny, wprawdzie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale niektóre myśli zawarte na blogu, choć są super, to giną czasami gdzieś w powodzi tekstu i zdjęć. Wszystko to  jest jakoś za bardzo wymieszane. Poza tym, jest tam kilka notek  które od razu byśmy chlasnęli o połowę.  Jest też kilka, których równie dobrze mogłoby nie być.
 
Druga rzecz to odporność czytającego. To nie to samo kiedy czyta się jedną notkę dziennie, jak normalny konsument blogów. Wtedy jest super, ale jeśli aplikujemy sobie Bebeluszka w większej ilości, to może on nieco zmęczyć.
 
Nie pisaliśmy jeszcze w tym roku o żadnym innym blogu wyglądającym tak dobrze pod względem graficznym, jak Bebeluszek.  Musimy to podkreślić jeszcze raz, jest naprawdę dobrze.  Bebe powinna zająć się rysowaniem ilustracji,  na przykład do książek dla dzieci.  Mówimy to z czystym sercem. Poważnie.  Gdyśmy byli Bebe, to publikowalibyśmy więcej rysunków. Bardzo szkoda, że jest ich tak mało.
 
Bebeluszek jest blogiem w pełnym tego słowa znaczeniu, są fotki, tuby, był konkurs. Widać, że tam toczy się życie, co również może być powodem braku nominacji w kategorii „blog literacki. Tekst nie zawsze jest tu najważniejszy, a być może właśnie tym kierował się juror od literatury w swoich wyborach.
 
Inna sprawa, że nie wiemy dlaczego Bebe wybrała właśnie tą kategorię. Może dlatego, że kiedyś na innym konkursie jej bebeluszek został uznany za blog literacki. My byśmy zakwalifikowali go zupełnie do zupełnie innej grupy.
 
Mniejsza z tym. Bebeluszek już odniósł sukces. I serdecznie mu tego sukcesu gratulujemy.
 
 
 
 
 
Redaktor Naczelny
(z tych naczelnych)
 
 
Jan Bury.
 

And the show goes on.

09/02/2012
Dzisiejszy dzień redakcja starała się poświęcić na czytanie blogów, które zakwalifikowały się do finałowej dziesiątki pretendującej o tytuł bloga blogerów. Nie szło nam najlepiej najlepiej. Tu nam strzyka, tam nam strzyka i czujemy się jakoś tak bardziej chujowo.
 
Poczytaliśmy trochę Ojca Leona, trochę Bebeluszka, zajrzeliśmy do Kodu Władzy i na koniec sprawdziliśmy co u Tobiaszka.
 
Ojca Leona pominiemy milczenie. Jego blog wprawdzie obraża nasze uczucia religijne, co jak wiadomo zgodnie z art. 196 Kodeksu karnego jest karalne karą pozbawienia wolności, ale że szkodliwość społeczna czynu jest niewielka, bo trudno sobie wyobrazić redakcję szczuplejszą niż nasza, to do sądu Ojca nie pozwiemy. Niemniej w ramach protestu też nie będziemy o nim pisać.
 
O Bebeluszku napiszemy więcej w osobnej notce.
 
Z Kodu Władzy przeczytaliśmy tylko kilka notek. Niestety szczęście nam nie dopisało i zamiast obiecanych teorii spiskowych, trafiliśmy na nocie, które mogłyby z powodzeniem służyć jako komentarze polityczne w TVN 24. Nic to. Będziemy próbować dalej.
 
Natomiast u Tobiaszeka bez zmian. Nadal umiera. Znów trafił do szpitala i będzie brał chemię. Tata modli się do Boga o jego zdrowie, co niestety po raz drugi w krótkim odstępie czasu obraziło nasze uczucia religijne. No cóż, widocznie tak już musi być.
 
Tak czy inaczej, redakcja życzy wszystkiego najlepszego Tacie, Mamusi i Siostrze Tobiaszka.
Tobiaszkowi nic nie życzymy, bo jak wiadomo śmierć nie dotyka nigdy głównych zainteresowanych. Oni umierają i mają z bańki. Natomiast ci co zastają, muszą jakoś z tą stratą najbliższej osoby, żyć dalej. Wiemy, że jest to bardzo trudne.
 
Życie mimo, że piękne, może być pełne bólu.
 
Dobrą wiadomością jest to, że ci co cierpią, też kiedyś umrą i wtedy oni automatycznie będą mieć z bańki.
 
Mogę tak napisać, bo ja też kiedyś będę miał z bańki.
Tak się składa, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
 

Życie jest piękne!!!

08/02/2012
Po dniu przerwy redakcja spięła się  w sobie i przeczytała blog „Życie jest piękne”.
 

„Życie to krótka chwila iluminacji w nieskończonej wstędze nicości”

 
To cytat z Mistrza. Często go tu przypominamy, bo to jeden z naszych ulubionych cytatów.
 
Uważamy,  że piękno życia zawiera się w tej prostej definicji.  Iluminacja jest piękna z natury rzeczy.  Dlatego redakcja była  niezmiernie ciekawa,  jak to jest z tym pięknym życiem  u innych  i co to właściwie znaczy.
 
Nie to, że po lekturze bloga jesteśmy jacyś mądrzejsi, niemniej kilka rzeczy nam się wyjaśniło.
 
Tak więc okazało się, że życie nie tyle jest, co może być piękne. Autor dzieli się z nami szeregiem rad które mogą tego dokonać. Rady popiera przykładami zaczerpniętymi z własnego doświadczenia. Dzięki temu mamy pewność, że są one skuteczne.
 
Nikt w redakcji nie próbował zastosować ich do siebie. Jak już wspominaliśmy według redakcji, wystarczy być. Ale musimy przyznać, że rady brzmią bardzo przekonywująco.
 
Skoro mowa o autorze bloga to jest nim jest Michał Maj. Michał jest pełnym energii młodym człowiekiem. Ponieważ jesteśmy już starzy, stetryczali
i poruszamy się raczej powoli wydzielając duże ilości gazu musztardowego, już przy lekturze trzeciej notki dostaliśmy małej zadyszki, a po piątej musieliśmy musieliśmy zrobić sobie przerwę, żeby nie paść na wylew. To dobrze -lubimy autorów pełnych życiowej energii.
 
Michał mieszka w Krakowie. Według nas, jest to już sam w sobie powód do ciężkiej depresji. W przypadku Michała to sprawa drugorzędna. Jesteśmy pewni, że gdyby Michałowi  przyszło mieszkać w środku Palestyny w namiocie z ogromnym banerem „Kocham Żydów”, to nadal by twierdził, że życie jest piękne.
 
Michał pisze, że dzięki blogowi spotkał wielu interesujących ludzi.
Nie ukrywamy, że trochę tego  mu zazdrościmy. Też piszemy bloga, tyle że jak już kogoś spotkamy, to na razu dzień dobry dostajemy kilka chujów w twarz  i generalnie rzecz biorąc jest po spotkaniu.
 
Druga rzecz jakiej Michałowi zazdrościmy to czytanie własnych notek.
W naszym przypadku stopień zażenowania jest tak wysoki, że nie możemy tego robić.
 
Blog Michała dostał nominacje   w kategorii „Ja i moje życie”. Nie mamy zielonego pojęcia czy uda mu się zdobyć główną nagrodę. Gdybyśmy byli jurorem, to od nas by jej Michał nie dostał.
 
Dlaczego?
 
Lubimy blogi, które zbliżają nas do autora.
Michała z jego tysiącem rad odebraliśmy jak ufoludka innej planety, nie było między nami chemii. Czuliśmy się tak, jakbyśmy czytali instrukcje do elektrycznego czajnika, a nie bloga traktującego o czyimś życiu. Niby Michał pisze dużo o sobie, ale dla redakcji  jako czytelnika pozostał kimś obcym i dalekim.
 
W swojej głupocie daliśmy się zaprosić kiedyś na coś, co miało być prelekcją na temat bezpiecznych produktów dla niemowląt. W praktyce okazało się prezentacją,  na którym dwóch panów usiłowało sprzedać takie rzeczy jak kołyski z których nie można wypaść, foteliki samochodowe będące w stanie przetrwać wybuch bomby atomowej i inne tego typu wyposażenie. Prowadzący przez trzy, czy cztery  godziny opowiadali o swoich własnych dzieciach i wszystkich kłopotach, których uniknęli dzięki posiadaniu  tych przedmiotów. Pamiętamy że wyszliśmy z tamtego spotkania ze świętym przekonaniem, że oni wcale nie mieli dzieci.
 
Piszę o tym, bo Michał i jego blog jakoś strasznie kojarzy mi się z tamtymi facetami. Ten sam tryb narracji i ta sama logika. Czytając Michała nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że wciąż usiłuje mam coś sprzedać.
 
Redakcja nie  twierdzi, że z tego powodu „Życie jest piękne” to zły blog, w końcu ma on wielu wiernych  czytelników, mówimy tylko, że nam Michał nic nie sprzedał.

Notka jak notka.

06/02/2012
Zorka spuściła naszą ostatnią notkę do kibla, mimo że napisaliśmy o jej blogu kilka ciepłych zdań. No cóż,  nauczka dla nas. Widocznie wolontariuszki są zdolne do empatii,  tyle że nie wobec wszystkich. Niewielka różnica zdań i możemy zapomnieć o spacerach po hospicyjnym parku. Miłosierdzie tak, ale tylko dla tych, co myślą jak my.
 
Ciepłe słowa, to troszkę za mało, na kolana, oczy w słup i wyraz niemego olśnienia… tak się powinno robić.
 
Niedobra redakcja, niedobra redakcja, jak ona śmiała mieć inne zdanie niż Zorka. Umrze teraz sama i nikt nie potrzyma jej za rękę. Dobrze jej tak!
 
***
 
Jeśli chodzi o Chustkę, (poświęciłem jej tu notkę  przy okazji poprzedniego konkursu), to bym się nie martwił czy przeczyta tamto zdanie czy nie.
I to nie martwiłbym się z dwóch powodów:
 
Po pierwsze,  Chustka ma własny rozum i umie odróżnić prawdziwą przyjaźń od pustych gestów.
Po drugie,  przeczyta to zdanie nie tak jak ktoś kto poczuł się oceniony, ale jak ktoś (tak mi się przynajmniej wydaje) kto patrzy na to z drugiej strony.
 
Jak ktoś, kto być może, zadaje sobie to samo pytanie co ja.
 
– Po co to wszystko, jeśli jutra nie ma?
 
Pisząc poprzednią notkę myślałem, że odpowiedź znajduje się na blogu Zorki. Oczywiście, że się myliłem. Zapomniałem kim jestem naprawdę.
Napisałem, że uwierzyłem Zorce,  teraz wiem, że dałem się zwieść. Sprzeniewierzyłem siebie dla pustych słów.
 
Świat Zorkowni nie istnieje, każdy kto był w hospicjum wie jak tam jest, ale przecież ktoś o sercu czystym i prawym mógłby go widzieć właśnie tak, jak opisuje go Zorka. Dlaczego właśnie tak nie mogłoby być?
 
Bo tak nie jest.
 
Bo ludzie kłamią, oszukują, bo chcą czuć się lepsi niż inni. Jesteśmy tacy dobrzy, tacy wrażliwi,  tyle w nas współczucia, zaniesiemy pluszowego misia tam,  gdzie wyrodna matka zakopała małą Madzię.
 
Współczuję wyrodnej Matce. Za to,  że zagrzebała w gruzie własne dziecko i  za to że kłamała i jeszcze za to, że była taka głupia, żeby to wszystko zrobić.
 
Nie współczuje Magdusi.
 
Nie współczuję dlatego, że kiedyś też miałem sześć miesięcy i wiecie co?
Nie było mnie wtedy. Nawet gdyby moja kochająca mamusia zakopała mnie żywcem w gnoju za chlewikiem, to nic bym na ten temat nie wiedział.
Ani wtedy, ani teraz.
 
***
 
Smutno mi, ale to nic nowego.

Zorkownia

03/02/2012
Hospicjum to miejsce gdzie się umiera.
 
Jeśli drogi czytelniku jesteś nieuleczalnie chory, twe dni są policzone i nie masz nikog,  kto w w godzinie ostatniej potrzymałby cię za rękę, to masz spore szanse, że  trafisz w takie właśnie  miejsce . Niewykluczone,  że spotkasz tam  wolontariuszkę Zorkę, która jak już będziesz całkiem sztywny wspomni o Tobie na swoim blogu.
 
To dobra wiadomość, bo nie czarujmy się- jeśli jesteś w hospicjum,  to między innymi dlatego,  że nie ma nikogo, kto by o tobie wspomniał.
 
Bloga Zorkownia wydrukowaliśmy sobie z kanału RSS i czytaliśmy siedząc na kibelku. Poranny stolec o konsystencji dobrze wyrobionego ciasta drożdżowego szedł łagodnie, nie utrudniając lektury . W sumie nie mogło być inaczej. Jakby nie było, to  nauczeni przykrymi doświadczeniami restrykcyjnie przestrzegamy diety zaleconej nam przez naszą uroczą panią doktor.
 
Naszym głównym problemem z Zuzą,  tą od siostry z downem było to, że doszliśmy do wniosku, że Zuza łże jak pies. Nie mamy takiego poczucia czytając dzisiejszego bloga. Autorka jest przekonywująca. Wierzymy, że ona wierzy w świat jaki ją otacza. Tu nie ma ściemy. Wiemy wprawdzie, że taki świat nie istnieje, ale rozumiemy, że można go tak  odbierać.
 
Tak więc autorka nie tylko pomaga obłożnie chorym, bywa też, że zaprzyjaźnia się z nimi. Korzyść z emocjonalnych relacji z  ludźmi,  którzy niedługo umrą polega na tym, że niedługo umrą. Można powiedzieć, ze to taka przyjaźń bez konsekwencji. Nie martwmy się co będzie jutro, bo jutra nie będzie.
 
W którymś z poprzednich komentarzy, ktoś napisał, że śmierci należy się szacunek. Nie pamiętam czy odpisałem na ten komentarz.  Często jest tak, że wymyślam sobie odpowiedzi na komentarze,  a potem dochodzę do wniosku, że są tak oczywiste, że nie warto ich publikować. Tak czy inaczej,  chciałem wtedy napisać, że śmierć jest rzeczą tak ostateczną, że nic jej się nie należy, bo ona i tak bierze wszystko. Czytając bloga Zorkownia mam wrażenie, że autorka nie podziela mojego zdania.
 
Nic nie szkodzi, życie nauczyło nas, że mało kto podziela nasze zdanie.
 
Lektura bloga pozostawiła w redakcji pewien niedosyt.  Z jednej strony podobały nam się te ascetyczne sprawozdania z codziennego życia hospicjum.  Mówię o tych fragmentach,  gdzie Zorka jest oszczędna w słowach. Mamy tu taką teorię, że fakty przemawiają same za siebie i ubrane w zbyt wyszukane zwroty zatracają wyrazistość. Z drugiej strony Zorka od czasu do czasu daje się ponieść pisarskiemu zapałowi i naszym zdaniem skutek jest wtedy odwrotny do zamierzonego.
 
 Jest taki fragment, kiedy Zorka opisuje wypadek swojego dziecka. Czytaliśmy ten wpis,  czytaliśmy i nawet przez chwilę nie byliśmy na tym nieszczęsnym pomoście razem z Zorką.
 
Owszem bywaliśmy z Zorką w hospicjum, ale nie cały czas  i stąd też pewnie ten niedosyt.
 
Co jeszcze?
 
Gdybyśmy mieli pójść do łóżka z Zorką, to po lekturze jej bloga byśmy nie poszli. Oczywiście to niewielka strata,  bo Zorka pewnie też by redakcji nie dała. Tak przy okazji to Zuzi też byśmy nie przelecieli, jej siostrę owszem tak, ale Zuzi nie, na pewno nie. Seks z Frustratką byłby bez wątpienia niezapomianym przeżyciem, wpiszemy go na naszą listę rzeczy do zrobienia, zaraz po nocnej przejażdżce nago na ośle andaluzyjskim.

Notka informacyjna numer 213454

02/02/2012
Dzisiaj nastąpiło ogłoszenie nominacji Jury w poszczególnych kategorii tematycznych. Redakcja, która na skutek niespotykanie pechowego zbiegu okoliczności, nie za bardzo miała ostatnio czas na regularne relacje z konkursu, postanowiła zepchnąć na dlaszy plan wszelkie czynności wynikające z wykonywanego zawodu i popełnić w najbliższych dniach kilka notek.
 
Póki co pragniemy przekazać wyrazy współczucia Zygmuntowi Miłoszewskiemu, jurorowi w kategorii „Blogi Literackie”, który najwyraźniej na skutek panujących ostatnio niskich temperatur, doznał częściowej utraty poczytalności i nominował do nagrody głównej skrytykowany przez nas blog, Panna Maria od Wierszy.
 
No cóż zdarza się.
 
Trzymamy kciuki za szybki powrót do zdrowia Pana Zygmunta i życzymy mu wszystkiego najlepszego.
 
Najbliższe plany:
 
Redakcja  w pierwszej kolejności zajmiemy się blogiem ” Zorkownia”. Tak się składa, że mamy niesłychanie dużo do powiedzenia,  jeśli chodzi o kwestie odchodzenia z tego świata, a miejsce takie jak to opisywane na  blogu jest  nam szczególnie bliskie. W związku już dziś cieszymy się na kolejną,  bardzo emocjonalną notkę.
 
W dalszej kolejności:
 
Zajmiemy się blogami z naszej ukochanej grupy śmierci i poświęcimy wpis blogom nominowanym w kategorii „Podróże i szeroki świat” oraz „Foto video komiks”
 
***
 
Pamiętaj:
 
Twoja najskuteczniejsza broń w walce o szybką erekcję.
 
 
 
 

F jak Frustratka

25/01/2012
F jak Frustratka, to zeszłoroczny finalista z kategorii blogi literackie.
 
Podobno sami jesteśmy frustratem, więc ucieszyła nas wiadomość, że nie my jedni. Że jest jeszcze ktoś, kto to wie, może jakaś bratnia dusza.
 
Bloga czytaliśmy jadąc tramwajem linii 35 przy użyciu służbowego Samsunga Galaxy.  Nie wspominalibyśmy o tym, gdy by nie to, że strony bloga trzeba było odświeżać co trzy notki, co już samo w sobie było co nieco frustrujące, i nie tylko dla nas ale i miłosiernego pracodawcy, jak już się zacznie przyglądać bilingom
 
Plan mieliśmy taki: zajmujemy po chamsku miejsce siedzące i żeby się nie frustrować omdlewającymi na stojąco staruszkami, udajemy mocno zaczytanego. Otóż okazało się, że wcale nie musieliśmy udawać.
 
Generalnie redakcja nie lubi blogów zaliczonych prze bloxa do „Syndykatu’, Diabli wiedzą według jakiego klucza one tam trafiają, to strasznie frustrujące, ale większość z nich jest naprawdę koszmarna. Na szczęście z Frustratką jest inaczej
 
Blog czyta się przyjemnie. Boże jak my lubimy teksty nie porąbane siekierą. Notki Frustratki w przeciwieństwie do dzieci czekających na esmesy mają ręce i nóżki, rzecz wcale nie tak oczywista, bo wielu blogerom zdarza się zapominać w trakcie pisania o czym chcieli napisać.
 
Blog jest prawdziwy, jest prawdziwy do bólu i to również bardzo nam się podobało. Lubimy czytać o życiu, takim jakim jest, Strasznie nas frustrują te wszystkie idylliczne historie z bohaterami umierającymi na raka czy inną cholerę, z tą całą ich heroiczną walką o życie, słodkimi mamusiami, tatusiami, i modlitwami o zdrowie do najświętszej panny. Prawda jest taka, że bachory potrafią dać nieźle popalić, szczególnie takie przykute miesiącami do łóżka. Sami jesteśmy rodzicem, to wiemy.
 
Porównaliśmy notki z początku i końca blogu, i nie widzimy jakiegoś specjalnego progresu, Może to dobrze, że notki są wciąż tak samo dobre, a może źle, że nie są lepsze. Któż to wie?  W zeszłym roku blog poległ w finale. Przegrał w niezrozumiałych dla redakcji powodów z Paczuchą. Autorka Paczuchy wydała ostatnio książkę. Nie czytaliśmy jej wprawdzie, ale na pewno jest zła, bo gdyby była dobra to byśmy ją przeczytali. Logiczne prawda?
 
Nie wiem, Może blog wystartował w złej kategorii. Z jednej strony wszystko jest literaturą, z drugiej o „bolesnym macierzyństwie” może lepiej byłoby pisać w kategorii „Ja i moje Zycie”. Przydała by się jakaś przeciwwaga dla tatusia Tobiaszka.
 
Nieważne, my trzymamy kciuki za Frustratkę.
 
 

Moja szuflada.

24/01/2012
Na blog „Moja Szuflada” redakcja trafiła w czasach kiedy była jeszcze bardzo małą redakcyjką, robiła w pieluszkę i darła głośno mordę, ile razy uznała, że coś jest nie tak. Czyli, można powiedzieć  bardzo, bardzo dawno temu.
 
To ostatnie może się nie zmieniło, ale jakby nie było, okrzepliśmy już co nieco w blogowym światku. Jesteśmy teraz poważną redakcją z prawdziwym komputerem, kopiarką, spinaczem z którego można strzelać w tyłki redakcyjnych koleżanek i coffemakerem na kapsułki, bez którego jak powszechnie wiadomo pisanie blogów w ogóle nie byłoby możliwe
 
Siłą rzeczy o Mojej Szufladzie pisaliśmy już w przeszłości. Żeby się nie powtarzać powiemy tylko tyle, że od czasu ostatniej notki blog stał się jeszcze lepszy, jeszcze popularniejszy, jeszcze ciekawszy i nawet gdybyśmy chcieli powiedzieć o nim coś złego, to sorka, ale po prostu się nie da.
  
Lubimy czytać autorów którzy budzą naszą sympatię. Searovera zdecydowanie do tej grupy zaliczamy.
 
Obecnie w głosowaniu blogerów Szuflada z trzema kukami znajduje się na miejscu 6. Ponieważ do końca głosowania pozostało jeszcze kilka dni redakcja jest pewna, że dociągnie do czterech.
 
Jedna  kulka wyglądają tak:
 
 
 
 
Searover potrzebuje ich cztery, to chyba dość to proste.
 
I pamiętajmy, to nie chodzi tylko o konkurs, tu przedewszystkim chodzi o te dzieci bez nóżek i rączek które czekają na nasze smsesy.
 
Nie wiemy czy Searover zdobędzie tytułu Blogerów, Ojciec Leon wspierany głosami parafian z dostępem do internetu idzie jak burza,  ale co tam, walić tytuł. Szuflada jest wartością samą w sobie.
 
Przeważnie nie namawiamy to głosowania na ten czy inny blog, tym razem odstąpimy od tej reguły i w treść notki wstawimy odpowiedni obrazek:
 
 
 Ze względu na dzieci… (również)
 
 
 

Maria i Zuzia część 2

23/01/2012

Nie ukrywam, po przeczytaniu komentarzy pod ostatnim wpisem zrobiło mi się co nieco smutno. Piszemy tu w sposób prosty, bez wyszukanych metafor, starając się formułować myśli w krótkie przejrzyste zdania. To bardzo smutne, że mimo to, zdecydowana większość czytelników nie radzi sobie ze zrozumieniem naszych tekstów.

No cóż, wygląda na to, że tylko ja uważam, że Maria powinna sama pisać swój blog, że jej poezja stanowi wartość samą w sobie i że miałaby szanse na nagrodę w swojej kategorii.

Wiedzieliśmy już kilka blogów na których rozkochani rodzice pisali w imieniu swojego dziecka, i bynajmniej nas to nie raziło, ale nigdy nie spotkaliśmy się z tym, żeby pisać blog za kogoś, kto gdyby chciał mógłby to robić sam.  Przedyskutowaliśmy to  w redakcji i jednogłośnie doszliśmy do wniosku, że niewiele jest rzeczy bardziej niegodziwych niż wkładanie w czyjeś usta nie jego myśli.

Jeśli napisaliśmy, że Zuzia gówno wie co myśli jej siostra, to nie dlatego że znaliśmy, jak to ktoś napisał innego downa, tylko dlatego, że ta tak to już jest. Nikt z nas nie siedzi w głowie drugiego człowieka.

Napisałem, że kiedy staliśmy z Georgiem bawiąc się wężami do podlewanie trawnika i komentując przechodzące ulicą laski, myśleliśmy o tym samym. Napisałem tak nie przez przypadek. Wierzę w to, że wszyscy jesteśmy w gruncie rzeczy tacy sami, dlatego rozmawialiśmy z Georgiem  jak równy z równym. Nie widzę tej równości między Zuzią i Marią.

I Zuzi się oberwało. Ale przecież słusznie.

Tak sobie myślę, że gdybym ja miał brata z ZD to jedynie kibicowałbym mu na jego bogu. To nie ja podlegam stereotypom, to Zuzia uważa, że poezja jej siostry wymaga opatrzenia komentarzem. To nie jest przypadek, że Zuzia swoje teksty pisze pogrubioną czcionką, a to co pisze Maria, publikowane jest chudziutkim Courierem. Czytelnik nie powinien mieć wątpliwości co jest istotne, a co mniej.

No cóż bywa i tak.

Zuzia chce wygrać konkurs. Wydaje jej się, że zrobi to na plecach Marii. Nie podoba mi się to. Nie sądzę, żeby komukolwiek się to podobało. Nie podoba mi się też jej strona facebooku, Szczególnie to, że Zuzia pisze używając awatara ze zdjęciem siostry.

Dlatego współczuje Marii, przykro mi, że dzień w dzień Zuzia przypomina jej o chorobie. Nawet w wirtualnym świecie Maria nie może być po postu blogerką Marią. Zuzia dba żeby wszyscy łącznie z Marysią nawet na chwilę nie zapomnieli o jej chorobie.

Zuzia i Marysia

20/01/2012

Panna Maria od wierszy” to kolejny blog w kategorii „blogi literackie” którego nikt nie czyta.(miejsce 1798 w rankingu bloxa za ostatni tydzień) Tym razem nie będziemy się pytać skąd jego autorka zebrała tyle esemesów, bo wydaje nam się, że wiemy.

Więc do rzeczy:

Tytułowa Panna Maria ma 23 lata i zespół downa.
Zdarza się.

Blog pisany jest przez jej siostrę Zuzię. Notki oparte są na tym samym schemacie (lubimy schematy).  Najpierw Zuzia wstawia swoje bla, bla, bla, w którym zwrot „Panna Maria” pojawia się średnio 100 razy na wpis, a potem jest wiersz Marysi, podpisany jej imieniem i nazwiskiem).

Nie będę ukrywał. Lektura bloga wywołała w redakcji bardzo duży niesmak. Oczywiście całym sercem jesteśmy za Marysią, której wiersze są o niebo lepsze niż te ze wspominanego wczoraj blogu Liryki. Tak owszem, niektóre z nich wydają się zbyt dosłowne, lub mówią o rzeczach tak oczywistych, że pisanie o nich wydaje się być pozbawione sensu. Niemniej jest kilka,  które zrobiły na redakcji bardzo dobre wrażenie.

Dlatego uważamy, że gdyby tak wywalić, komentarze Zuzi i zostawić tylko co wyszło spod ręki Marysi, to blog miałby szanse. Dzięki siostruni z całą pewnością ich nie ma. Te wiersze bronią się same, Szkoda że siostra tego nie rozumie.

Pisaliśmy kiedyś, że o jakości bloga decyduje, nie tyle jego treść, co osobowość blogera. W historii literatury, znajdziemy nie jednego skurwysyna, który w pamięci ludzkiej pozostanie wybitnym pisarzem. Otóż my wierzymy mocno w to, że z blogami jest inaczej. Dzięki interaktywnej roli  komentarzy, osobowość autora jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza od tego co pisze. Innymi słowy fajne blogi, to te pisane przez fajnych autorów.

Nie wierzymy siostrze Marysi, Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że za tym całym wspólnym pisaniem stoi coś zupełnie innego niż siostrzana miłość. Tak, tak, siostra Marysi nie budzi naszej sympatii. Wprost przeciwnie, wkurza nas, że wciąż mówi jej ustami:  „Panna Maria” to ,  „Panna Maria” tamto. Mamy taki feeling, że de facto Zuzia gówno wie, co dzieje się w głowie Marysi.

Znaliśmy kiedyś jednego downa z sąsiedztwa. Był w podobnym wieku co Marysia. Lubił przyłazić kiedy myłem samochód, albo robiłem coś w ogrodzie z frontu domu. Szczególnie podobało mu się lanie wody ze szlaucha, więc staliśmy tak sobie, nie raz nie dwa, polewając samochód czy trawnik, a ile razy chodnikiem szła jakaś babka i nie miało znaczenia ładna czy brzydka, George bo tak miał  na imię mój down mówił.

– What an ass, I could fuck her all day long
I uśmiechaliśmy się do siebie, bo w sumie po mojej głowie chodziły podobne myśli.

Tak to już jest, że kiedy wygląda się jak dzwonnik z Notre Dame i do tego wymaga stałej opieki rodziców praktycznie do końca życia, to szanse na na dobry seks są żadne.

Na koniec jak zwykle kilka dobrych rad tym razem nie tyle dla bohaterki bloga, bo ją bardzo czule klepiemy po pleckach, co jej siostry.

Słońce:

Zamieszczasz wiersze siostry w internecie, bardzo miło. Zebrałaś esemesy, super, ale to wszystko. Bo tak się składa że wszystko ponad to, to policzek wymierzony Marysi. Przeczytaj dokładnie to co piszesz, będziesz wiedziała co mam na myśli.

Cdn.